Zmęczona to mało powiedziane. Przepis wiedziałam że pracochłonny ale efekt wart wysiłku miał być. Ciasto wyrabiać należy przez co najmniej pół godziny. Ja jednak wyrabiać i modyfikować przepis musiałam przez ponad godzinę! Dodawałam masło i kolejne jajka bo nic nie chciało się połączyć. W końcu jednak udało się wyrobić gładkie i plastyczne ciasto. Usmażyłam kruchutkie chruściki (także dla teścia).
Moment smażenia odbywał się jednak w sporych nerwach, ponieważ Duży ma obsesję na punkcie zapachu smażonego tłuszczu. Kiedy tylko zobaczył do czego się zabieram, opowiadał o tym jak nie lubi smrodu tłuszczu, jak wnika w ubrania i pytał czy warto. Przyznaję, że krew gotowała się we mnie, czemu dałam wyraz słowną ripostą... Przy włączonym pochłaniaczu, udało mi się to zrobić prawie bezzapachowo.
Byłam dumna i spełniona. Chruściki zrobione, zupa ugotowana. Jak wystygnie spakuję ją rano do naczynia i niech doda sił choremu. Na zdrowie!
W nocy zbudził mnie mocny zapach. Pomyślałam, że Duży miał rację. Jednak zapach podgrzanego smalcu, w domu z otwartą kuchnią, stanowi duży dyskomfort. Ok 5 rano pomyślałam, że to musiał być jakiś stary smalec, bo zapach wniknął w każdą najmniejsza komóreczkę mojego ciała. Czułam że pościel, ubrania i wszystko co mnie otacza zwyczajnie śmierdzi. Duży komentował kilkakrotnie, że tych parę kruchych ciastek jest nie warte takiego smrodu. "Uprzedzałem, prosiłem". Czułam że mięknę i, że to racja. Obiecałam sobie, że już nigdy, przenigdy nie usmażę faworków. Poproszę Mamę, która robi to najlepiej na świecie. A przede wszystkim u siebie w mieszkaniu....
Kiedy usłyszałam rano Dobrosię, która pokasływała i narzekała na nieprzespaną noc, pomyślałam że to niemożliwe by dwie kostki smalcu zrujnowały noc i poranek naszej rodziny. Schodząc na dół czułam, że zapach nasila się wraz z każdym stopniem. W ciemności wczesnego poranka zobaczyłam tlący się ogień pod ... grochówką. Nie wiem jak mogło się to stać. Nie wiem.... Jedna mała chwila.
Dziękuję Bogu, że nie spaliłam domu. Zwracam honor biednym chruścikom, które zebrały w nocy stos złych myśli od każdego z nas. Są warte wysiłku. Z namaszczeniem zjadam do porannej kawy bogu ducha winnego faworka. Smaczny i niezwykle kruchy.
Jedynym, który nie zauważył ani grozy sytuacji ani zapachu, był Mały. Dziś w nocy bowiem przyszła do Niego "Wróżka Zębuszka"! Pierwszy ząbek wieczorem znalazł się pod poduszką.A rano obok niego pojawił się maleńki prezencik. Małe nóżki biegały od jednego do drugiego i pokazywały miniaturową figurkę. Maleńki prezencik okazał się być wielką radością.
Przede mną cały dzień wietrzenia. Niestety pomimo kąpieli, zapach towarzyszyć nam będzie cały dzień... Jeśli więc poczujesz gdzieś obok siebie zapach spalenizny (na dodatek spalonego grochu) to uśmiechnij się proszę bo mogę to być ja...
przerażające, ale muszę się przyznać, że mi też raz się zdarzyło....o mało nie umarłam ze strachu , jak pomyślałam, co mogłoby się stać...
OdpowiedzUsuńale co poradzić, nie jesteśmy cyborgami i może nam się zdarzyć o czymś zapomnieć, oby jak najrzadziej :)
O boże, to straszne! Całe szczęście że wszystko dobrze się skończyło, ja tak kiedyś kompot robiłam, aż z owoców zrobił się czarny dżem... ;) Też wieczorem, dobrze że jeszcze nie zasnęliśmy, bo dymu było co nie miara!
OdpowiedzUsuńMiłego dzionka Kochana i uważaj, ja po tym wypadku co wieczór po 10 razy sprawdzam kurki z gazem, nawet jak nic na piecyku nie " stoi " ;)
Magda! Co za historia! Oj, dobrze, że ma happy end! I mnie zdarzyło się coś podobnego ostatnio...
OdpowiedzUsuńDobrze, że honor faworków uratowany;)
Pozdrowienia!
Ja z kolei podpaliłam wino grzane... Zdarza się każdemu, nie martw się :) Chociaż, tej grochóweczki trochę szkoda... ;)
OdpowiedzUsuńKażdemu się może zdarzyć :) Czekam na następne danie.
OdpowiedzUsuńJuż parę razy bym chatę z dymem puściła;-) Ostatnio nawet w sobotę;-( Szkoda mimo wszystko grochówki...
OdpowiedzUsuńCóż za dramatyczna opowieść, czytałam z zapartym tchem ;) Oczywiście gratulacje dla Malca-zębalca ;)
OdpowiedzUsuńKuchnia to miejsce dla odważnych:) Moja mama przeżyła wybuch szybkowaru (gotowała w nim coś z ryżem - nie wolno!!) pokrywka wywaliła wielką dziurę w suficie, a spód rozwalił kuchnię. Mama w tym czasie sięgała do lodówki z drugiej strony pomieszczenia. Uszła z życiem i mieliśmy remont kuchni ale od tamtej pory nie używa szybkowarów:)) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj, w nosie z zapachem, ważne, że nic Wam się nie stało. A jednak trzeba się trzymać zasady, że od pieca się nie odchodzi. Sama jednak cząsto włączam miltitasking i biegam od prania do sprzątania, od czasu do czasu zamieszam w garze... chyba muszę z tym skończyć.
OdpowiedzUsuńdobrze, że nic Wam się nie stało!
OdpowiedzUsuńNa szczęście historia ma dobre zakończenie! Miłego zajadania chruścików!
OdpowiedzUsuńMagda, będę Cię wąchać dzisiaj na jodze :)))
OdpowiedzUsuńZdarza się nawet najlepszym! Ja tydzień temu spaliłam patelnię, zapomniałam wyłączyć ogień. Cały dom w dymie. Na szczęście ucierpiała tylko patelnia.
OdpowiedzUsuń----
Jeśli chodzi o smażenie to obecne smalce nie są aż tak śmierdzące jak kiedyś - można zrobić pączki i faworki niemal bezzapachowo :) Pozdrawiam!
Wow ale historia, dobrze, że zakończyła się szczęśliwie!!!
OdpowiedzUsuńkażdemu czasem się zdarza:)
OdpowiedzUsuńPrzerażające!
OdpowiedzUsuńOjej, to brzmi jak jakiś horror :/ tak na całą noc zostawić garnek na ogniu...straszne jak się pomyśli co mogło się stać!ja kiedyś zostawiłam skórkę pomarańczową, która kandyzowała się w cukrze. Wstawiłam na maleńkim gazie i wyszłam na chwilkę. Całe szczęście Darek był w domu i w porę wyszedł z pokoju zwabiony coraz silniejszym smrodkiem spalenizny. Garnek do wyrzucenia, kuchenka nie do domycia i tydzień wietrzenia...ale takie wypadki dużo uczą!
OdpowiedzUsuńWpadki zdarzają się nawet najlepszym kucharzom, także głowa do góry! Ciesz się, że spaliła się tylko grochówka :-) Pamiętam jak kiedyś włączyłam piekranik przed pieczeniem i poszłam usiąść przed komputerem, czekając aż się nagrzeje. Po pół godzinie czułam dziwny zapach. Co się okazało? Byłam na tyle "mądra",że nie zajrzałam, czy coś w tym piekarniku jest. Reszta ciasta będąca na blaszcze w piecu spaliła się, a plastikowy nóż do krojenia ciasta.... roztopił się.
OdpowiedzUsuńKochani, bardzo Wam dziękuję wszystkim za pocieszające komentarze i opowieści o Waszych wpadkach.
OdpowiedzUsuńJAk dobrze, że nie jestem sama. A smrodek nadal w domu zaszywa się w kątach. Szczególnie jest wyczuwalny dla nowowchodzacych. Kurier miał taka dziwną, ironiczną minę...:)
Cieszę się, że mnie znalazłaś i ja mogłam trafić tu do Ciebie:) Dobrze, że skończyło się tylko na przypaleniu:)
OdpowiedzUsuńProponuję spróbować faworki z mojego przepisu, są proste w wykonaniu i pyszne:) no tylko niestety też je trzeba smażyć, ale tyle z nich radości...ja właśnie jutro będę robiła...w końcu to tłusty czwartek:)
Zostaję tu na dłużej;)
Któregoś pięknego dnia postanowiłam ugotować jajka na twardo ... wiesz co się dzieje gdy jajkom wyparuje już cała woda z garnuszka ? One po jakimś czasie wybuchają i w rozpędzie zatrzymują się na suficie :):) nooo dobra .. raz każdemu może się zdarzyć , ale ja tego dnia dwa razy "przyozdobiłam" sufit :):):)
OdpowiedzUsuńAniu, wiesz że Cie uwielbiam ale ta opowieścią dołożyłaś jeszcze sympatii:)
UsuńPo tak dramatycznej opowieści i tylu współczujących komentarzach, trudno być oryginalną:-), więc muszę powtórzyć, że naprawdę każda gotująca osoba ma przynajmniej jedną podobną akcję na swoim koncie. Ja też. Myślę sobie, że mimo potwornego swądu, lepiej smażyć faworki i przypalić grochówkę niż umieścić jaja na suficie:-))).
OdpowiedzUsuńJaja na suficie sa niezłe...Przyznaje. ALe i opisany wcześniej szybkowar budzi grozę...
Usuńaż mnie zmroziło gdy to czytałam, jak dobrze, że nic się nie stało, teraz pewnie trzy razy będziesz sprawdzać, wierz mi, że dzięki Twej opowieści ja też, mieszkam w drewnianym domu i nawet boję się wyobrazić co mogło by się stać
OdpowiedzUsuńpilnuj się proszę!
Własnie dla tego Marto napisałem ten post. W końcu nie podałam żadnego przepisu i sama nie lubię takich
Usuńpostów. Uznałam jednak, że to ważne.
Wielka szkodaaa tej grochówki, a już liczyłam na przepis, bo zaopatrzyłam się ostatnio w kilogram grochu... :(
OdpowiedzUsuńZrobiłam ja popołudniu raz jeszcze:)
UsuńPodam go dziś wieczorem:)
Oj, współczuję - takie kulinarne przygody zawsze gryzą sumienie. Trzeba się jednak skoncentrować na tym, że na szczęście nic Wam się nie stało.
OdpowiedzUsuńPamiętam, kiedy ja piekłam jakieś muffiny i nie zauważyłam, że w piekarniku została resztka jakiegoś mięsa - co to bym za odór! W dodatku, babeczki wiśniowe pachniały (i zapewne smakowały) jak kawał niezbyt świeżego mięsa. Każdemu się zdarza. ;)
Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień był pełen uśmiechu.
Czasami zaczynamy działać zbyt mechanicznie i wyłączamy czujność. Takie doświadczenia zostawiają ślad na długo...
UsuńUśmiech jest właśnie bo mój Synek - 6 letni przygotowuje kolację (sałatkę!) i robi zdjęcia dokładnie tak jak ja....
Kochana! Kochamy Ciebie nawet o zapachu przypalonej grochówki.Buziaczki
OdpowiedzUsuńTusieńko, co za niespodzianka! Stęskniłam się za Wami bardzo. Jak miło móc Cie gościć tutaj!!!
UsuńŚciskam Was wszystkich bardzo mocno:*
Kochana! Dzisiaj spaliłam sos z Kurczaka :-) Da się? Da... Hahaha. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDoczytałam do końca i czuję się zawiedziona...
OdpowiedzUsuńBrak przepisu na grochówkę!
A ten zapach smalcu to przez faworki?
Ja smażę faworki na oleju ryżowym i w otwartej kuchni nic mi nie grozi.
No chyba,że przypalony groch Was dobił.
koleżanka kiedyś po powrocie z pracy włączyła gulasz i usiadła w fotelu na chwilkę... obudziła się po kilku godzinach gdy w domu unosił sie siwy dym, sąsiedzi walili w drzwi a ona prawie sie udusiła. Kilka tygodni wietrzyła mieszkanie, ubrania prała kilkukrotnie, a wszystko przez spalony garnek z gulaszem. Dobrze, ze nic Wam sie nie stało!!! a grochówka Jamiego pyszna :)
OdpowiedzUsuńOd razu mi się przypomniało, jak mój Tato opowiadał, że jak był piękny i młody, to przyozdobił sufit jajkami, bo się w "Czterech pancernych" zaczytał ;) A z kolei moja sąsiadka swego czasu chciała podgrzać zupę, tylko włączyła niewłaściwy palnik i spaliła plastikową miskę... Nie masz pojęcia, jak się musieli trudzić, żeby później ten plastik z kuchenki zeskrobać!
OdpowiedzUsuńJa jestem dość ostrożna, i w sumie nie mogę sobie przypomnieć żądnej spektakularnej wpadki... Ale takich drobniejszych mam sporo na koncie. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło :)
Oj! Miałaś bardzo dużo szczęścia! Gdyby nie ta przygoda grochówka wyszłaby z pewnością pyszna, ale całe szczęście nikomu nic się nie stało....
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o nieprzyjemne zapachy, które mogą pojawiać się w mieszkaniu, to dobrym sposobem na ich usunięcie jest zastosowanie neutralizatorów zapachu https://neutralizatoryzapachu.pl/. Do takich neutralizatorów zalicza się różne preparaty, a także urządzenia, które skutecznie radzą sobie nawet z najbardziej drażliwymi zapachami.
OdpowiedzUsuń