Przez ostatnie dwa lata czułam się jak na roller coasterze. Mozolne wspinanie się w górę i zjazd z wykrzywioną ze strachu twarzą. Przeciwności postanowiły stoczyć ze mną walkę na śmierć i życie już kilka lat temu. Krzyczę czasem bezgłośnie ale nie poddaję się. Choć nie jestem w stanie pojąć sensu wydarzeń ani boskiego planu, pokornie zginam kark kiedy trzeba i prostuję go gdy czas ku temu. Za każdym razem staję bardziej stabilnie...
Przy akompaniamencie głębokich, sennych oddechów moich najbliższych stawiałam pierwsze kroki w blogosferze. Pierwszy post, pierwszy komentarz, pierwsze znajomości... Dziękuję Wam najdrożsi za obecność. Dziękuję za bliskość jaką udało mi się z niektórymi nawiązać. Dzięki Wam udało mi się nie zwariować w obłędnie trudnym czasie. Winna jestem wyjaśnienia, dlaczego zniknęłam ze swojego bloga i Waszych, zaprzyjaźnionych.
Zostałam zaproszona do współpracy. Moim zadaniem było zrealizowanie marzenia o lodziarni z naturalnymi lodami. Za mną 6 własnych lokali. Powinno się udać. Przez dwa lata dorastałam do tego projektu. Odrzucałam go a potem znów łapałam. W końcu złapałam na dobre. Niezwykle samotna w tym przedsięwzięciu, uczyłam się wszystkiego co wiązało się z produkcją lodów. Każdy dzień naszpikowany był kolejnymi decyzjami jakie musiałam podejmować w mig. Smaki, receptura (tu niezwykła rola pani technolog), poszukiwanie nowych pomysłów na smaki - ogrom pracy. W końcu otworzyłam wymarzone okienko. Dzień okazał się mało przyjazny na otwarcie lodziarni. Pod koniec maja termometr wskazywał 9 stopni a niebo płakało gęstymi kroplami. Znów zaciskając zęby częstowałam świeżo zrobionymi lodami śmietankowymi, truskawkowymi i czekoladowymi. Jak dobrze, że pomagała mi Dobrosia. Rozmawiałyśmy z przechodniami. Częstowałyśmy dzieci, staruszków. Zapraszałyśmy. Następnego dnia rozpoznawałam te same twarze. Wrócili. Jak miło.
Coraz więcej zamawiam towaru, już nie radzę sobie sama na produkcji, w zmywalni, w okienku. Poszukuję pomocników. Są dzieci koleżanek i przyjaciółek z lat dziecięcych, są ich koledzy - dla wszystkich jestem ciocią! To urocze... Rodzinna, niezwykła atmosfera. Lodów robimy coraz więcej i więcej. Aż któregoś dnia któreś z "dzieciaków" przynosi mi zdjęcie naszego okienka. Widzę na niej kolejkę. Ogromną kolejkę..... To do nas!!!! Spanikowałam. Uciekłam do biura. Czy dam radę zapanować nad wszystkim, czy każdy odejdzie zadowolony? Kończą się wafelki, które miały wystarczyć na cały sezon, owoce nie mieszczą się w zamrażarkach, nie ma łopatek i kubeczków. Panika. Zbierz się Magdo! Mój wewnętrzny doradca stawia mi zadania. Zamówienia, pasteryzacja - dasz radę.... Do roboty!!!! No i dałam radę. Wróciłam na stanowisko, lęk przepuściłam wraz z lodami śmietankowymi i czerpie radość z tego co przynosi dzień.
Dziś mija 7 tygodni od dnia otwarcia. Przyzwyczaiłam się do kolejek. Mam cudowny zespół i niepowtarzalną atmosferę. Mam też mnóstwo nowych pomysłów i chęci! Dziś wpadłam na dwa kolejne smaki. Jeśli wypalą, będę przeszczęśliwa. Tu ogromna rola pani technolog, która ze swoim kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, wspiera nas w poszukiwaniu nie tylko odpowiedniego smaku ale też konsystencji i struktury, które w lodach są niezwykle ważne i wymagają wnikliwych obliczeń.
Myślę, że dla wielu osób takie naturalne lody kojarzą się z rodzinnym domem i bezpieczeństwem. Inni czują brak wszechobecnej chemii, inni zaś, gdzieś pomiędzy smakiem czekolady i truskawki, odnaleźli serce...
To czego mi brakuje to blogowanie, komentowanie i czytanie Waszych komentarzy kochani. Ilekroć brałam komputer po powrocie do domu, ciężkie powieki uniemożliwiały czytanie a obolałe ręce pisanie.... Ale najtrudniejszy czas za mną, więc wracam!