niedziela, 14 lipca 2013

Dlaczego zniknęłam



Przez ostatnie dwa lata czułam się jak na roller coasterze. Mozolne wspinanie się w górę i zjazd z wykrzywioną ze strachu twarzą. Przeciwności postanowiły stoczyć ze mną walkę na śmierć i  życie już kilka lat temu. Krzyczę czasem bezgłośnie ale nie poddaję się. Choć nie jestem w stanie pojąć sensu wydarzeń ani boskiego planu, pokornie zginam kark kiedy trzeba i prostuję go gdy czas ku temu. Za każdym razem staję bardziej stabilnie...
Przy akompaniamencie głębokich, sennych oddechów moich najbliższych stawiałam pierwsze kroki w blogosferze. Pierwszy post, pierwszy komentarz, pierwsze znajomości... Dziękuję Wam najdrożsi za obecność. Dziękuję za bliskość jaką udało mi się z niektórymi nawiązać. Dzięki Wam udało mi się nie zwariować w obłędnie trudnym czasie. Winna jestem wyjaśnienia, dlaczego zniknęłam ze swojego bloga i Waszych, zaprzyjaźnionych.
Zostałam zaproszona do współpracy. Moim zadaniem było zrealizowanie marzenia o lodziarni z naturalnymi lodami. Za mną 6 własnych lokali. Powinno się udać. Przez dwa lata dorastałam do tego projektu. Odrzucałam go a potem znów łapałam. W końcu złapałam na dobre. Niezwykle samotna w tym przedsięwzięciu, uczyłam się wszystkiego co wiązało się z produkcją lodów. Każdy dzień naszpikowany był kolejnymi decyzjami jakie musiałam podejmować w mig. Smaki, receptura (tu niezwykła rola pani technolog), poszukiwanie nowych pomysłów na smaki - ogrom pracy. W końcu otworzyłam wymarzone okienko. Dzień okazał się mało przyjazny na otwarcie lodziarni. Pod koniec maja termometr wskazywał 9 stopni a niebo płakało gęstymi kroplami. Znów zaciskając zęby częstowałam świeżo zrobionymi lodami śmietankowymi, truskawkowymi i czekoladowymi. Jak dobrze, że pomagała mi Dobrosia. Rozmawiałyśmy z przechodniami. Częstowałyśmy dzieci, staruszków. Zapraszałyśmy. Następnego dnia rozpoznawałam te same twarze. Wrócili. Jak miło.
Coraz więcej zamawiam towaru, już nie radzę sobie sama na produkcji, w zmywalni, w okienku. Poszukuję pomocników. Są dzieci koleżanek i przyjaciółek z lat dziecięcych, są ich koledzy - dla wszystkich jestem ciocią! To urocze... Rodzinna, niezwykła atmosfera. Lodów robimy coraz więcej i więcej. Aż któregoś dnia któreś z "dzieciaków" przynosi mi zdjęcie naszego okienka. Widzę na niej kolejkę. Ogromną kolejkę..... To do nas!!!!  Spanikowałam. Uciekłam do biura. Czy dam radę zapanować nad wszystkim, czy każdy odejdzie zadowolony? Kończą się wafelki, które miały wystarczyć na cały sezon, owoce nie mieszczą się w zamrażarkach, nie ma łopatek i kubeczków. Panika. Zbierz się Magdo! Mój wewnętrzny doradca stawia mi zadania. Zamówienia, pasteryzacja - dasz radę.... Do roboty!!!! No i dałam radę. Wróciłam na stanowisko, lęk przepuściłam wraz z lodami śmietankowymi i czerpie radość z tego co przynosi dzień.
Dziś mija 7 tygodni od dnia otwarcia. Przyzwyczaiłam się do kolejek. Mam cudowny zespół i niepowtarzalną atmosferę. Mam też mnóstwo nowych pomysłów i chęci! Dziś wpadłam na dwa kolejne smaki. Jeśli wypalą, będę przeszczęśliwa. Tu ogromna rola pani technolog, która ze swoim kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, wspiera nas w poszukiwaniu nie tylko odpowiedniego smaku ale też konsystencji i struktury, które w lodach są niezwykle ważne i wymagają wnikliwych obliczeń.
Myślę, że dla wielu osób takie naturalne lody kojarzą się z rodzinnym domem i bezpieczeństwem. Inni czują brak wszechobecnej chemii, inni zaś, gdzieś pomiędzy smakiem czekolady i truskawki, odnaleźli serce...
To czego mi brakuje to blogowanie, komentowanie i czytanie Waszych komentarzy kochani. Ilekroć brałam komputer po powrocie do domu, ciężkie powieki uniemożliwiały czytanie a obolałe ręce pisanie.... Ale najtrudniejszy czas za mną, więc wracam!



https://www.facebook.com/wytwornialodowtradycyjnych

czwartek, 20 czerwca 2013

Soczysta karkówka z grilla z ziołowej marynacie - popisy Dużego

W gorące dni, wieczorna biesiada przy grillu jest wielką radością dla całej naszej rodziny. Dla mnie tym większą, że grillowaniem zajmuje się Duży. 
Dziś dzieli się z nami swoją wersją na karkówkę z grilla w ziołowej marynacie. Obiecał, że wkrótce opisze swój sposób na grillowanie doskonale. Smacznego i udanego biesiadowania!

sobota, 8 czerwca 2013

Polędwiczka z caprese


Pierwszy obiad dla moich najbliższych od wielu dni.....Wspinam się właśnie na zawodowe Himalaje:) Idę sama, z ogromnym obciążeniem i pokonuję własne słabości. Zaciskam zęby i połykając łzy, przecieram szlak. Podjęłam się wyzwania, które wymagało i wymaga ode mnie, ogromnego wysiłku i poświęcenia czasu. Ale o tym wkrótce:)
Nazwa potrawy naciągnięta  jest trochę przeze mnie, bo przecież sałatka Caprese to świeży pomidor! Ze świeżym pomidorem doskonale komponuje się kurczak ale polędwiczka potrzebuje konkretnego, zdecydowanego, głębokiego smaku. Stąd właśnie suszone pomidory. Jeśli podasz to danie z sosem rokpolowym, może stać się ciekawym posiłkiem na przyjęcia. Przyrządza się szybko a smakuje niebanalnie.
W podobny sposób przyrządzam polędwiczki z orzechami i camembertem  lub rokpolem i gruszką.
Taka wersja polędwiczki jest też idealna na biesiadę grillową.


czwartek, 23 maja 2013

Rostbef z kością z grilla

Jestem mięsożerna. Przyznaję. Bawię się jednak smakiem mięsa i lubię kiedy jest wspierane przez dodatkowe komponenty. Duży natomiast jest moim przeciwieństwem. Cierpi kiedy faszeruję mięso suszoną śliwką, pomidorem, serem, czymkolwiek. Z ogromnym apetytem spogląda na wołowinę, z której przyrządzam zrazy. Od czasu do czasu jednak, kiedy potrzeba zjedzenia mięsa nabiera rozmiarów dinozaura, Duży szykuje ucztę. Najpierw szuka odpowiedniego mięsa. Jeździ po znanych nam sklepach mięsnych,   stęka z niezadowolenia lub wzdycha z zachwytu. Potem trwają przygotowania. Musimy po kilka razy wąchać, oglądać, dotykać zabejcowane mięso (nie jest to ani łatwe ani przyjemnie dla Córki - wegetarianki).  Ilość wypowiadanych przymiotników na temat struktury, miękkości, aromatu i smaku potrawy zaskakuje mnie bardziej niż talent kucharski Dużego, jakże późno odkryty. 
Dziś zatem serwuję przepis spisany przez Dużego. Voilà!! 

sobota, 18 maja 2013

Fantazja rolowana-zielone szparagi w panierce

 Trochę później niż zwykle ale za to z jakim impetem wkroczyły w tym roku do naszych kuchni szparagi. Są znakiem, że chłodne dni i długie wieczory już za nami. Traktowane od lat z wyższością przeze mnie białe szparagi, od niedawna mają rywala w postaci zielonych kuzynów. Znacznie mniejsza łykowatość  piękna forma i wyrazisty smak rozbudzają potrzebę tworzenia i doświadczania. Zeszły rok przyniósł nowe rozwiązanie w postaci smażonych szparagów (przepis tutaj). Tegoroczny zachwyt należy się panierowanym szparagom. Jeśli zawiniesz je w plasterek szynki parmeńskiej a potem opanierujesz w jajku i bułce, otrzymasz doskonałą przekąskę albo dodatek do dania mięsnego lub rybnego. Polecam gorąco!

sobota, 11 maja 2013

Sałatka z młodego szczawiu z fetą, pestkami dyni i i sosem balsamicznym na suszonych śliwkach

Niepozorny zielony listek kryjący się pomiędzy krzakami, znałam dotychczas jedynie w postaci doskonałej zupy przyrządzanej przez moją Mamę (przepis).
Wygląda na to, że kwaśny smak nigdy mnie nie znudzi, więc szukałam pomysłu na inne potrawy z wykorzystaniem szczawiu. Szczególnie teraz kiedy jest młody i świeży.
Przekonawszy się, że nie ma zastrzeżeń do zajadania się nim na surowo, przystąpiłam do wykonania sałatki. Na zdjęciu produktów nie widać ich wszystkich a to z tej racji, że kiedy ustawiałam je do zdjęcia  nie wiedziałam jeszcze czego dodatkowo użyje. Kombinowałam metodą prób i błędów. Jako, że zazwyczaj szczaw akompaniowany jest przez białko, ze względu na ułatwione przyswajanie kwasu szczawiowego, rozważałam zastosowanie jajka, parmezanu, mozzarelli lub fety. Wygrała wilgotna, intensywna w smaku feta. Tak oto w jednej potrawie pojawia się silny kwaśny smak szczawiu, słodycz śliwki i słoność fety. Nie ma mowy o nudzie na talerzu!

wtorek, 7 maja 2013

Papryka z musem mlecznym-deser nocnych marków

Raz na jakiś czas Duży znika. Najpierw szykuje z kumplami wyprawę.  Spotkanie jedno, drugie, kolejne.... Potem wyjeżdża na jakiś czas. Po powrocie następuje moment podsumowań... Spotkanie jedno, drugie, kolejne...
Cieszę się z tych wypraw, bo uwielbiam minę z jaką wraca i uwielbiam Jego towarzyszy. Każdy jest inny. Mają niezwykłe poczucie humoru, są szarmanccy i męscy. I do tego świetnie tańczą! 
W plecaku pełnym akcesoriów typowych dla prawdziwego mężczyzny, nigdy nie  było zbyt wiele produktów żywnościowych. Wierzyłam, że to ze względu na survivalowy charakter wypraw. Głupia myślałam, że jak prawdziwy myśliwy, przeprawiając się przez bagna Ukrainy, Duży zje to co upoluje i złowi. On jednak zajadał się wspaniałościami gotowanymi nad ogniskiem w ogromnym kotle....Od samych opowieści robiłam się głodna:)

piątek, 3 maja 2013

Tort bezowy z owocami leśnymi

Torcik leciutki jak powietrze. Do zjedzenia natychmiast po przygotowaniu. Dla Dużego, bo to Jego ulubiony:)

piątek, 26 kwietnia 2013

Spaghetti Carbonara - z encyklopedii smaków

Czosnek czy cebula, masło czy śmietana, boczek czy szynka - wiele wersji i  sposobów na ulubioną Carbonarę. Jak uzyskać idealną konsystencję, doskonały smak i wrócić do oryginału. Zapraszam do kolejnej podróży w poszukiwaniu idealnego smaku znanych potraw.
Wielu kucharzy używa śmietany do sosu w tej potrawie. Ja sama sięgałam po nią bazując na przepisie Nigelli Lawson. Kiedy jednak przyrządziłam wersję z samymi jajkami, uznałam, że tylko taka pozostanie w mojej pamięci. Jest bez porównania lżejsza i subtelniejsza. Tłuszcz z wytopionego boczku jest w zupełności wystarczający, by potrawa nie była sucha. Delikatnie ścięte jajko, idealnie pokrywa każdą nitkę makaronu.

sobota, 20 kwietnia 2013

湯種 Tangzhong i jego tajemnica

Jest wiele przepisów na chleb: chleby białe, razowe, bezglutenowe, wieloziarniste, ziarniste, jasne i ciemne, słodkie i wytrawne, puszyste i ciężkie, na zakwasie i na drożdżach... Do tej pory słyszałam jedynie o zakwasie na żytniej mące ale dzięki zaproszeniu do wspólnego pieczenia przez Amber, poznałam zakwas rodem z Azji, o wdzięcznej nazwie "tangzhong".
Za twórczynię tej metody uznaje sie Yvonne Chen z Chin, która metodę tę opisała w książce 65度C汤種面包 (nie znam chińskiego więc wierzę, że nie użyłam właśnie jakiegos obrażliwego słowa :)