Jestem mięsożerna. Przyznaję. Bawię się jednak smakiem mięsa i lubię kiedy jest wspierane przez dodatkowe komponenty. Duży natomiast jest moim przeciwieństwem. Cierpi kiedy faszeruję mięso suszoną śliwką, pomidorem, serem, czymkolwiek. Z ogromnym apetytem spogląda na wołowinę, z której przyrządzam zrazy. Od czasu do czasu jednak, kiedy potrzeba zjedzenia mięsa nabiera rozmiarów dinozaura, Duży szykuje ucztę. Najpierw szuka odpowiedniego mięsa. Jeździ po znanych nam sklepach mięsnych, stęka z niezadowolenia lub wzdycha z zachwytu. Potem trwają przygotowania. Musimy po kilka razy wąchać, oglądać, dotykać zabejcowane mięso (nie jest to ani łatwe ani przyjemnie dla Córki - wegetarianki). Ilość wypowiadanych przymiotników na temat struktury, miękkości, aromatu i smaku potrawy zaskakuje mnie bardziej niż talent kucharski Dużego, jakże późno odkryty.
Dziś zatem serwuję przepis spisany przez Dużego. Voilà!!
Steki o grubości 2 cm około 250 gramów smarujemy oliwą z
oliwek lub olejem rzepakowym, posypujemy świeżo startym pieprzem i odkładamy na
kilka godzin do lodówki. Nie solimy!!
Kilka słów o rostbefie: Rostbef z kością jest częścią tylnej ćwierćtuszy. Najczęściej jest koloru
czerwonego o średnim przyroście tłuszczowym. Tkanka mięśnia jest bardzo
delikatna, krucha, miękka, drobnowłóknista i jednolita. Mięso niezbyt dobrze
odchodzi od kości. Często okryte jest cienką błoną. Rostbef stanowi źródło pełnowartościowego białka zwierzęcego. Zawiera
minimalną ilość tłuszczu. Jest bogate w fosfor, żelazo, cynk i witaminy z grupy
B. Ma ono jednolitą i soczystą tkankę mięśniową. Jest wyjątkowo delikatne i smaczne.
Rozpalamy grilla. Gdy węgiel zacznie się w całości żarzyć
kładziemy steki na ruszcie. Każdą stronę smażymy około 4 minut. ( czas zależy
od wysokości rusztu nad węglem. W moim przypadku było to około 7 cm.) Nie
przewracamy mięsa, nie ugniatamy ani nie dziurawimy widelcem bądź nożem. W
trakcie smażenia solimy delikatnie steki. Nie możemy dopuścić aby powstał ogień. Gdy w wyniku wytapiania się tłuszczu
zaistnieje taka sytuacja przykrywamy grilla przykrywką do momentu ugaszenia
ognia. Polewanie węgla wodą nie jest w dobrym stylu (mało eleganckie, mało apetyczne i niedobre dla samego urządzenia). Po około 8 minutach zdejmujemy steki z rusztu i zawijamy np.
w folię aluminiowa na około 5 minut, aby sobie odpoczęło. W tym czasie soki w
mięsie rozejdą się w całej jego strukturze przez co mięso będzie soczyste.
Tuż przed podaniem kładziemy steki ponownie na ruszcie –
każdą stronę smażymy około 30 sekund. Grill musi być dobrze nagrzany.
Ożesz... Wpraszam się do Was na grilla! :)
OdpowiedzUsuńMogę wpaść?
OdpowiedzUsuńWłaśnie leżakują u mnie steki z wołowiny sezonowanej.
Mogę zabrać je ze sobą...
Apetyczny widok!
OdpowiedzUsuńwspaniałe! apetyczne:) czym prędzej muszę rozpocząć sezon grillowy i ten przepis pójdzie na pierwszy ogień:) dosłownie i w przenośni:)
OdpowiedzUsuńsuper pomysł, bardzo lubię mięsa z grilla:)
OdpowiedzUsuńJestem mięsożerna umiarkowanie:-), ale po takim opisie, nabrałam wielkiej ochoty na rostbefik z grilla... Mniam! :-)
OdpowiedzUsuńDzisiaj przylatuje do nas moja siostra, a to oznacza dużo wina, dużo grillowania i nieprzespane noce:-). Taki kawał dobrego mięcha na pewno wyląduje na naszym ruszcie:-), wygląda fantastycznie:-)
OdpowiedzUsuńGdy widzę takie pyszne steki też stwierdzam że z całą pewnością jestem mięsożernym stworzeniem ;)
OdpowiedzUsuńjeeeejku, ale to pysznie wygląda !
OdpowiedzUsuńPrawdziwy rarytas.
OdpowiedzUsuńnawet po tygodniu glodowki bym tego nie tknela :P nieznosze miesa
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie i wspolnego obserwowania jesli masz ochote ;)
ładne fotki tego mięcha na desce :)
OdpowiedzUsuńMój mąż wgryzłby się w monitor, jakbym mu pokazała coś zmajstrowała...
OdpowiedzUsuńSuper przepis. Będę starał się powtórzyć, ale na sezonowanym mięsie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam steki z grilla. Moim zdaniem to najlepsze danie, jakie można przygotować na ruszcie.
OdpowiedzUsuń